sobota, 8 czerwca 2013

czwartek, 14 marca 2013

4. Skup się Zbysiu, a nie dziewczynki podrywasz.

Wbiegłam do klasy spóźniona 15 minut.
- Prze... przepraszam za spóźnienie - wysapałam.
- Siadaj Małecka na miejsce - powiedziała spokojnie nauczycielka.
Przeszłam przez klasę i usiadłam obok Kaśki. Kiedy wyjęłam zeszyt, coś małego uderzyło mnie w tył głowy. Odwróciłam się i spotkałam z przepraszającym spojrzeniem Dawida. Pokręciłam głową, a ten wskazał na podłogę. Przeniosłam wzrok pod krzesło i zobaczyłam karteczkę. Podniosłam ją i przeczytałam: ''W sobotę Łysy ma 18-stkę. Szykuje się niezła biba. Wstęp otwarty, więc każdy może wbić. Idziesz?''
Znowu się do niego odwróciłam i skinęłam twierdząco głową, a ten uniósł kciuk do góry. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Chyba każdy kto mnie znał wiedział, że uwielbiałam imprezy. Po prostu kochałam zabawę w dobrym towarzystwie.
Po ostatnim dzwonku, jak zwykle wyszłam na parking i jak zwykle wsiadłam do samochodu siostry. Kiedy przeszłyśmy przez wejście, zatrzymałam się.
- Co jest? - zapytała Angela.
Wskazałam głową w stronę ochroniarza i uśmiechnęłam się.
- I tak wygram - oznajmiła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Nie sądzę - powiedziałam pod nosem i doprowadziłam swój ubiór do przyzwoitego stanu, po czym skierowałam się do lady. Brunet podniósł głowę z nad monitora i spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej - uśmiechnął się. Jezu jaki cudowny uśmiech!
- Julia jestem - przedstawiłam się i oparłam łokciami o blat.
- Tomas.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zapytałam.
Brunet zaśmiał się.
- Nie. Pochodzę z Hiszpanii.
- Z Hiszpanii? Zawsze chciałam tam pojechać - westchnęłam. No jak na razie rozmowa szła dobrze.
- Piękny kraj - oznajmił, nie przestając lustrować mnie spojrzeniem.
- Może usiądziesz? - zapytał, wskazując krzesło na przeciwko siebie.
- Z chęcią - obeszłam ladę dookoła i zajęłam wyznaczone miejsce.
- Jakim prawem mówisz tak świetnie po polsku?
- Moja mama jest Polką - znowu uśmiech. - Piękną polką. Nie dziwię się, że mój ojciec ją chciał. W ogóle wy Polki jesteście bardzo ładne - i kolejny.
- Wiem o tym - oznajmiłam spokojnie, a on wybuchł śmiechem.
- A ty, co tak w ogóle tu robisz? - zapytał po chwili. - Pracujesz?
- Nie - zaprzeczyłam od razu. - Jestem tu z przymusu. Moja siostra tu pracuje, a dla mnie przychodzenie tutaj to tylko przykry obowiązek.
- Możesz do mnie wpadać, to może przestanie być przykrym obowiązkiem - zaproponował, uśmiechając się w sposób, przy którym nogi mi miękły, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- A ty skąd się tu wziąłeś? Dlaczego nie mieszkasz w Hiszpanii?
- Mieszam, ale przyjechałem tu na szkolenie. Mój wujek tak na prawdę zajmuje to stanowisko. Pobędę tu trochę i się zmywam.
- Dobra ja spadam, bo mnie trener jakiś tam opieprzy - podniosłam się, ale Tomas złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zostań jeszcze. Jak coś to powiesz, że się poprosiłem o jakąś pomoc. Na pewno się nie obrazi.
Zgodziłam się i z powrotem zajęłam miejsce. Miałam dobry humor, bo wszystko szło zgodnie z planem. Eh... ja i ten mój zewnętrzny czar...!
Pogawędziłam sobie jeszcze z miłym ochroniarzem około pół godziny. Następnie oznajmiłam, że już na prawdę muszę iść i skierowałam się na salę. Podeszłam do trenera, który nie wyglądał na zdenerwowanego i dobrze. Szybko usprawiedliwiłam się, łżąc jak pies. Uwierzył mi. Chyba powinnam się zastanowić nad karierą aktorską...

Moja obecność również nie mogła umknąć pewnemu siatkarzowi. Jakoś zadziwiająco często jego piłka leciała w moją stronę. Ciekawe dlaczego... Czy on nie może sobie dać spokoju? Przy każdym kroku, każdym podbiegnięciu do piłki, każdym schyleniu i każdym podaniu, czułam na sobie jego świdrujące spojrzenie. Kiedy zgromiłam go wzrokiem, uśmiechnął się bez bezwstydnie i w tym momencie dostał mocną piłkę w głowę.
- Skup się Zbysiu, a nie dziewczynki podrywasz - ujrzałam rozbawionego, jeszcze nieznanego mi siatkarza. Zaczęłam się śmiać, a brunet zrobił głupawą minę.
- Niezły cel Grzesiu - odezwał się Krzysiek, za co dostał ze zdwojoną siłą piłką od Bartmana. - Ej no!
Patrzyłam  na to z ogromnym rozbawieniem.

- A ty co się cieszysz? Po piłkę zapieprzaj - powiedzieli praktycznie równo, co wywołało u mnie kolejną salwę śmiechu. Spojrzeli po sobie i również się roześmiali, ale zaraz trener kazał się wszystkim nam uspokoić i wrócić do pracy.
Ogarnęliśmy się i posłusznie wykonaliśmy polecenie. Po chwili do trenera zadzwonił telefon. Machnął do mnie ręką, żebym wszystko ogarnęła i oddalił się. Siatkarze, kiedy tylko zobaczyli, że kołcz się już im nie przygląda, rzucili się do ławki i na butelki z napojami. No istna dzicz... Nawet nie zauważyli, kiedy wrócił, ale on nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, podszedł do mnie.
- Julio, ja niestety jestem zmuszony wyjść. Teściowa jest w szpitalu - od razu pospieszył z wyjaśnieniami. - Moja żona do mnie dzwoniła. Żyć mi nie da, jak się tam zaraz nie pojawię.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- Chłopcy mają tu zostać jeszcze przez przynajmniej godzinę i tak się dzisiaj wystarczająco obijali - obrzucił ich spojrzeniem, a oni zamarli w bezruchu z głupawymi minami na twarzach. - Prosiłbym cię, abyś ich nadzorowała.
- Ja?
- No tak. Słyszeliście? - zwrócił się do siatkarzy już po angielsku. Trochę się zdziwiłam. - Macie się słuchać tej młodej damy, a jeżeli nie, to wszystko mi powie, a ja już jutro zrobię z wami porządek więc nie radzę - pogroził im palcem. - Możecie mecz zagrać, czy coś. No dobra, ja lecę. Daj im wycisk - rzucił i pognał w kierunku wyjścia.
Skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam się w stronę chłopaków.
- No co się tak gapicie?! Do roboty panowie! - krzyknęłam, a oni tylko wybuchnęli gromkim śmiechem...

_________________________________________________________________________________
Jest następny! Obowiązki i szkoła mnie przytłaczają...

Chcecie trochę nieprzyzwoitości? Tak? To zapraszam na blog Ellie, oczywiście z siatkarzami w roli głównej ---> niepojete-szczescie.blogspot.com

Pozdrawiam :*

wtorek, 5 marca 2013

3. Seksowna asystentka. Czego nam więcej potrzeba?

- I czego tu się jeszcze zastanawiać? Bierz tę robotę.
- No nie wiem. To cały wieczór zawalony...
- No w sumie tak.
- Właśnie. Nie, nie mogę jej przyjąć. A i mam jeszcze jedno pytanie. Co to jest libero?
- Hmm... Jakby ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiała. To taki siatkarz, zazwyczaj najniższy. Odbiera, wystawia, ale nie zagrywa i nie atakuje.
- To po co ktoś taki?
- Boże, Dżul. Odbiera trudne zagrywki... takie, no... których inni nie mogą odebrać, no... Jezu, wyguglaj sobie..
- Siatkówka jest głupia - podsumowałam i odwróciłam się aby podejść do trenera. - Proszę pana?
- Tak?
- Już podjęłam decyzję.
- Tak szybko?
- No... tak. I jednak nie chcę tej roboty.
- Szkoda - trener od razu zmienił wyraz twarzy.
- Ale do piątku mogę pomagać, bo i tak nie mam nic innego do roboty, więc się oferuję, a pan do tego czasu na pewno kogoś znajdzie - uśmiechnęłam się serdecznie.
- Zgoda - podaliśmy sobie dłonie. - To do piątku jesteś moją asystentką - uśmiechnął się.
- Na to wygląda - przytaknęłam.
Od kiedy to ja się taka pomocna zrobiłam? Siatkarze w tym momencie zeszli z boiska i okrążyli trenera, a co za tym szło również mnie. Poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach, a potem lekkie szarpnięcie w tył i czyjś oddech na swojej szyi.
- Seksowna asystentka. Czego nam więcej potrzeba? - Wszędzie rozpoznam ten głos.
- Zabieraj te łapska, albo obiecuję, że zetrę ci ten uśmieszek z twarzy - syknęłam.
- Lubię wyzwania, a ty nim właśnie jesteś - szepnął, ale posłusznie zabrał ręce i zaczął wysłuchiwać porad trenera. 
Prychnęłam i wyszłam z tego kręgu wielkoludów. Po chwili wszyscy siatkarze zaczęli kierować się w stronę szatni.
- Idziemy? - zapytałam Angeli.
- Poczekaj jeszcze sekundę, muszę obgadać artykuł z Ruszczykiem.
- Ja chcę do domu - jęknęłam.
- Nie irytuj mnie. To zajmie dosłownie chwilę - rzuciła i oddaliła się.
- Panno Julio - usłyszałam za sobą głos trenera.
- Po prostu Julio - odwróciłam się.
- Okej. Julio, mogę cie o coś jeszcze prosić?
- I tak nie mam nic ciekawego do roboty - oznajmiłam.
- Mogłabyś to zanieść Lotmanowi? - zapytał, wręczając mi jakąś reklamówkę. - Na pewno są jeszcze w szatni.
Skinęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Lotman to chyba nie jest imię, nie? Ksywka? Nazwisko? Angela musi mnie chyba jednak trochę poduczyć. Sami superbohaterowie kurde. Najpierw Bartman, teraz Lotman.
W końcu dotarłam do drzwi i tak jak ostatnio, zapukałam i ponownie usłyszałam 'proszę'. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i znowu spotkałam się w widokiem półnagich siatkarzy.
- Widzę, że ciągnie cię do tego miejsca. - odezwał się roześmiany Krzysiek. - Pomóc ci w czymś?
- W sumie to tak.
- Siadaj obok i opowiadaj co cię trapi dziecko - Igła znowu się roześmiał. Czy on kiedykolwiek był smutny? Nie wyobrażałam go sobie takiego.
Usiadłam więc obok niego.
- To tego... szukam jakiegoś Lotmana, czy jakoś tak. Mam dla niego coś od trenera - pomachałam trzymaną przez siebie reklamówką.
- Paula?
- No chyba. Nie wiem jak mu tam.
Krzysiek znowu się zaśmiał.
- Pod względem siatkówki jesteś zupełnie inna niż siostra, nie?
- Całkowicie.
- Lotman musiał iść do fizjoterapeuty. Jak chcesz to mogę to mu przekazać - zaproponował.
- Dobrze by było.
- To dawaj mi to - Igła zabrał mi reklamówkę i wyszedł z szatni. Rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu znajdował się jeszcze Piotrek i czterech innych siatkarzy. Po chwili z prysznicowni (czy jak to się tam nazywa), wyszedł Bartman w samym ręczniku. Nie chcąc mieć z nim nic do czynienia, zerwałam się z ławki z zamiarem wyjścia. Ten jednak zaraz się przy mnie znalazł i zmusił mnie ciałem do przylgnięcia do ściany, a następnie oparł rękę trochę ponad moją głową.
- Znowu się spotykamy. Przypadek? A może to ty do mnie lgniesz kotku, co?
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś spieprzał? Widać do tego twojego zakutego łba nic nie dociera - warknęłam.
- Przestań udawać. Wiem, że cię pociągam tak samo, jak ty mnie - zbliżył swoją twarz do mojej i w tym momencie coś gwałtownie go ode mnie odciągnęło.
- A walnął się ktoś kiedyś Bartman? Najlepiej w łeb, na przykład patelnią? - popatrzyłam ze zdziwieniem na swojego wybawiciela, który okazał się być Piotrkiem.
- A co ktoś taki jak ty może mi zrobić? - zaśmiał się Zbyszek.
- Nigdy nie możesz sobie odpuścić, prawda?
- Jak ty mnie dobrze znasz Piotrusiu - powiedział Bartman i rzucają w moją stronę spojrzenia pt. 'to jeszcze nie koniec', odszedł na drugą stronę szatni.
- Sama bym sobie poradziła - prychnęłam.
- No nie sądzę - odparł Piotrek. - Najwyraźniej jesteś nowym, upatrzonym celem Bartmana. Uwierz, że on nie odpuszcza sobie żadnej dziewczyny, którą postanowi zdobyć - spojrzał w moją stronę.
- Co nie zmienia faktu, że nie potrzebuję pomocy jakiegoś siatkarzyny- chciałam dać mu do zrozumienia, że nie jestem jakąś małą, bezbronną dziewczynką.
- Wystarczyłoby zwykłe 'dziękuję'.
Prychnęłam tylko i obrzucając ich oboje pogardliwym spojrzeniem, opuściłam pomieszczenie.
Byle do piątku, Dżul, byle do piątku - powtarzałam sobie przez całą drogę powrotną na salę, uspokajając się.
- Andżela, błagam się, chodźmy już - jęknęłam, kiedy znalazłam się przy siostrze.
- Już, już. Tylko rzeczy pozbieram - oznajmiła i zabrała się za pakowanie torby. - Z tobą się nie da pracować. Ja nie wiem jak ty sobie w życiu poradzisz - powiedziałam kiedy już szłyśmy do samochodu.
Wzruszyłam ramionami - Wystarczy mi bogaty mąż.
- Ciekawe, kto by cię chciał - zadrwiła, za co dostała kuksańca w ramię. - Ała. No co? Taka prawda.
- A ja myślę, że ten ochroniarz to kasiasty jest, te ubrania, ten styl, ten samochód.
- Daj spokój młoda. On na ciebie nie poleci za nic w świecie.
- Myślę, że już poleciał...
- Śmieszna jesteś. Jak chcesz to mogę się z tobą założyć.
- Co? Założyć?
- No tak. Że nie poderwiesz go do końca twojego pobytu tutaj, czyli do wtorku. To co? Zakład?
- Jasne. Uwielbiam zakłady... Tylko o co?
- Przez miesiąc sprzątasz mój pokój - wyszczerzyła się.
- Okej, A ty przez miesiąc wozisz mnie gdzie tylko zechcę i kiedy zechcę.
- I ta nie wygrasz - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Jeszcze się zdziwisz - uścisnęłam jej dłoń, a następnie przecięłam zakład.

______________________________________________________________________________
Tak wiem, że zawiodłam was na moim drugim blogu, ale jestem teraz w szpitalu i dostęp do internetu sięga poziomu zerowego. Mój kochany kuzyn użyczył mi swojego notebooka z bezprzewodowym netem na jeden dzień, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna, i udało mi się naskrobać ten rozdział. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą moją nieobecność w blogowym świecie.

Enjoy!

środa, 27 lutego 2013

2. Szału nie ma, staniki nie latają...

- Ej Andż? - przyciszyłam radio.
- Mmm?
- Jak się nazywa jeden z tych siatkarzy? Taki brunet, umięśniony...
- Kobieto, widziałaś ilu tam było umięśnionych brunetów?
- Noo... trochę było - przyznałam.
- Właśnie. Nie wiem, o którego ci chodzi.
- Zaczekaj - powiedziałam i rozpięłam pas. Po chwili zaczęłam się przedzierać na tylne siedzenie.
- Co ty wyrabiasz?!
- Po gazetę idę - wysapałam i w końcu udało mi się usiąść z tyłu.
- Leży tam za oparciem, pod tylną szybą.
- Okej - sięgnęłam po magazyn i przekartkowałam wszystkie strony w poszukiwaniu ciemnowłosego. Oczywiście musiałam go znaleźć dopiero na ostatniej stronie, no bo jakżeby inaczej...
Zadowolona wróciłam na swoje miejsce. Zaczekałam aż staniemy na czerwonym i otworzyłam czasopismo.
- O ten, tutaj - pokazałam palcem.
- Ach, ten? - oczy Angeliki zaświeciły się jak pięciozłotówki. - To Zbyszek Bartman. Bożyszcze wszystkich fanek i najseksowniejszy siatkarz pod słońcem. Jest po prostu cudowny... - podsumowała rozmarzonym głosem.
- Jakoś, moim zdaniem, szału nie ma, staniki nie latają - stwierdziłam, przyglądając się fotografii.
- Uwierz siostrzyczko, że latają... - w tym momencie zatrzymałyśmy się na skrzyżowaniu. - To do pół do, młoda. Tylko się nie spóźnij, bo jak tak, to cię...
- Spokojnie będę na czas - zapewniłam i wysiadając, zatrzasnęłam drzwiczki.
Już z daleka zobaczyłam machającą do mnie z entuzjazmem Kaśkę. Jej oczojebną kurtkę można było dostrzec z kilometra.
Podeszłam do niej.
- I jak tam u siatkarzy, co?
- Błagam cię... Nudy. Sami idioci.
- Ja tam bym się z chęcią z tobą zamieniła.
- Uwierz mi, że ja też bardzo chętnie...
Weszłyśmy do środka, rozebrałyśmy się i podeszłyśmy pod klasę. Pierwszy mieliśmy angol, więc spoko. Wszystkie głowy zatopione były w podręcznikach, a ja z tryumfem na twarzy usiadłam obok chłopaków.
- Umiesz to? - zapytał Tomek, patrząc na telefon, który dzierżyłam w dłoni.
- Proszę cię, ja to umiem już od ładnych kilku lat.
- Koksiara - podsumował i znowu przeniósł wzrok na książkę. - Dostanę pałę jak nic - jęknął.
- Jedna pała w tę, czy w tę różnicy nie robi - zaśmiałam się.
- Dzięki, że we mnie wierzysz - prychnął. - Zapomniałem nawet ściągi zrobić - westchnął.
Pokręciłam głową i w tym momencie zadzwonił dzwonek. Rozległ się jęk rozpaczy praktycznie całej klasy.
Drugi był w-f. Nienawidziłam ćwiczyć, ale to już mówiłam. Na szczęście moja mama była wyrozumiała pod tym względem i napisała mi zwolnienie lekarskie na całe dwa miesiące. Zadowolona rozłożyłam się na materacach i przyglądałam się wysiłkowi dziewczyn. Pod koniec lekcji podeszła do mnie nauczycielka.
- Julia jest sprawa i chcę cię tylko uprzedzić.
- Słucham?
- Nie ćwiczysz już ponad miesiąc, dziecko, i masz jeszcze wiele do zaliczenia, więc chcę ci tylko powiedzieć, że jak tylko wrócisz do zajęć masz wszystko pozaliczać. Między innymi zwis, przewrót, skok przez skrzynię, bieg na 600 i na 60, elementy siatkówki.
- Siatkówki?! - Nie tylko nie to.
- Tak, siatkówki i lepiej się do tego przyłóż, bo nie zaliczysz w-fu. To tyle, możesz już iść.
- Dobrze, dziękuję - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i skierowałam się w stronę szatni dziewczyn. - Kto w ogóle wymyślił coś tak głupiego jak sport? - opadłam na ławkę obok przebierającej się Kaśki.
- Dasz radę - poklepała mnie po plecach.
- Tak, na pewno - powiedziałam ironicznie. - Szczególnie z tą siatkówką. Przecież ja prawie nigdy w nią nie grałam! No może raz, dwa ewentualnie trzy w podstawówce.
- Było sobie ciągle czegoś nie łamać na tej desce.
- Tylko dwa razy złamałam...
- No, ale ciągle miałaś coś skręcone, zbite czy wybite, a po za tym trochę wiary w siebie.
- Łatwo ci mówić - westchnęłam.

Jeszcze tylko dziesięć minut do końca fakultetów i można było wracać do domu. Tylko, że ja musiałam do wieczora siedzieć na treningu siatkarzy i zapewne znowu znosić napalonego bruneta. Czekaj, jak mu tam było? Zdzisław? Zenek? Zbyszek? Wiem tylko, że jego nazwisko przypomniało nazwę jakiegoś superbohatera. Hmm... jak to leciało... Bartman chyba... no mówiłam, że jak batman.
Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, zebrałam wszystkie rzeczy i wyszłam przed budynek. Angeliki jeszcze nie było. Usiadłam więc na ławce i czekałam. Siostra zjawiła się po dziesięciu minutach. Od razu wskoczyłam do samochodu, bo zaczynałam już marznąć.
- Zapomniałam aparatu i musiałam się wrócić - wytłumaczyła.
- Spoko. Jesteśmy kwita - uśmiechnęłam się.
Angela wcisnęła gaz i wyjechaliśmy na zatłoczone, rzeszowskie uliczki.
- To jak się ten siatkarz nazywał? - zapytałam znowu. - Bartman co? Zdzisiek?
Angelika walnęła się w czoło. - Zbyszek, młoda, Zbyszek.
- No tak!
- A co się tak dopytujesz? Wpadł ci w oko? No nie dziwię się, ale młoda za wysokie progi. Poza tym jest od ciebie o 5 lat starszy.
- On? Mi? W oko? hahaha - zaczęłam się śmiać. - Po prostu chcę wiedzieć z kim mam do czynienia.
- To powinnaś wszystkich poznać, a nie jednego.
- Nie mam zamiaru tam pozostać dłużej niż do wtorku. Jedno nazwisko mi wystarczy.
- Jak se chcesz - wzruszyła ramionami.
W końcu dojechałyśmy na miejsce i wysiadłyśmy z samochodu.
- Nie za krótka ta spódniczka? - zapytałam, widząc jak się moja siostra ubrała.
- Spieprzaj - syknęła, poprawiając koszulę.
- Tylko uważaj, żeby cię tam jakiś nie przeleciał! - zaśmiałam się.
- Zamknij się gówniaro - warknęła i odwróciła się, aby wejść do środka.
- Pamiętaj tylko o zabezpieczeniach, bo na razie do ciotkowania mi się nie spieszy! - krzyknęłam za nią.
- Ciotkowania? Chyba nie ma takiego słowa - odwróciłam się i zobaczyłam za sobą dwóch facetów. Jeden był strasznie wysoki, a drugi o wiele od niego niższy, ale i tak mnie przerastał.
- Już jest - prychnęłam.
- Krzysiek jestem - wyciągnął do mnie rękę, uścisnęłam ją. - A to Piotrek - wskazał na kolegę. - No, ale pewnie to już wiesz - uśmiechnął się.
- Zdziwiłbyś się - prychnęłam. - Julia jestem.
- Nie dziwię się. Nie każdego musi jarać siatkówka. - Coś czułam, że polubię tego mniejszego.
- W końcu ktoś wyrozumiały - uśmiechnęłam się. - Ale ty nie jesteś taki wielki jak on, jak wszyscy.
Zaśmiał się.
- Ty na prawdę mało wiesz o tym sporcie.
- No, trochę - przyznałam.
- Gram na pozycji libero - wytłumaczył.
- Libero? Zresztą nie ważne, siostra mi wytłumaczy.
- A to ty jesteś młodszą siostrą tej dziewczyny z gazety?
- Angeliki. Tak , to ja.
- Mogłem się domyślić, podobne jesteście, tylko ty jakaś niższa.
- Nie jesteśmy podobne.
- Jesteście, jesteście - uśmiechnął się.
- Jak uważasz - wzruszyłam ramionami.
- Może już wejdziemy? - pierwszy raz, od początku rozmowy, odezwał się blondyn.
- To on gada? - zaśmiałam się.
- Przy dziewczynach staje się nieśmiały - szepnął Krzysiek. - Szczególnie ładnych.
- Słyszałem, Igła - Piotrek zdzielił libero po głowie.
- No co? Taka prawda.
Weszliśmy do środka. Ochroniarz widocznie mnie zapamiętał, bo przepuścił mnie bez identyfikatora. Krzysiek był bardzo pozytywną osobą. Nie myślałam, że zdołam zapałać sympatią do jakiegokolwiek siatkarza. Po chwili jednak mój uśmiech przekształcił się w grymas, bo zza rogu wyłonił się Bartman. Uśmiechnął się od razu w swój irytujący sposób i wyciągnął do mnie rękę.
- Cześć - powiedział, a z jego twarzy nie znikał uśmiech.
Moja ręka jednak pozostała w bezruchu.
- No co? Nie przywitasz się? Nie ładnie - pokręcił głową.
Wyciągnęłam dłoń  to był mój błąd, bo kiedy tylko ją uścisnął, przyciągnął mnie do siebie na odległość pięciu centymetrów.
- Miło cię znowu widzieć - szepnął mi do ucha.
- Mi dokładnie na odwrót - warknęłam i odepchnęłam go od siebie, co było nie lada problemem. - Ja już pójdę na salę - oznajmiłam.
- Lepiej na niego uważaj - Igła wskazał głową na Zbyszka. - Wiem co mówię.
Bartman uśmiechnął się drwiąco. Skinęłam głową i odeszłam w swoją stronę.
Kiedy tylko przekroczyłam próg dobiegły mnie donośne krzyki. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam trenera i rudego chłopca, przekrzykujących siebie nawzajem.
- Nie jestem już małym dzieckiem i sam będę decydował co będę robił, a ty nie masz nic do gadania! - wrzeszczał Sebo.
- Ja wiem co dla ciebie najlepsze! Jesteś tylko pyskatym gówniarzem!
Chłopak popatrzył przez chwilę na ojca, po czym rzucił w niego trzymaną przez siebie piłką.
- Odchodzę - oznajmił. - Odchodzę, rozumiesz? A ty nie masz nic do gadania! - wysyczał i skierował się w stronę wyjścia.
- Nie masz prawa. Wracaj tu!
Chłopak jednak bez słowa opuścił pomieszczenie, donośnie trzaskając drzwiami.
Stałam przez chwilę w osłupieniu, nie bardzo rozumiejąc co się tutaj wyrabia. W końcu jednak ruszyłam się
z miejsca, podeszłam do Angeliki i usiadłam obok niej.
- Młody się ostro wkurwił - odezwała się, nakładając aparat na szyję. - To może być niezły artykuł.
- To będzie podłe jeżeli o tym napiszesz - oznajmiłam i tym momencie siatkarze rozpoczęli trening.
- Taka praca - rzuciła i zerwała się z miejsce, aby pocykać zdjęcia.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i z lekkim rozbawieniem przyglądałam się, jak trener jednocześnie nadzoruje chłopaków, podaje im piłki i podpisuje butelki. A gdzie reszta sztabu? Jeszcze wczoraj było tu kilka osób. W końcu jednak zlitowałam się nad nim, podniosłam się i podeszłam do niego.
- Może pomóc? - zapytałam.
- Mogłabyś?
Skinęłam głową, a mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Dzięki. Butelki już podpisane więc możesz zająć się podawaniem piłek.
Przytaknęłam i przysiadłam na ławce. Wkrótce jednak z tego zrezygnowałam, bo musiałam się co chwilę zrywać, więc pozostałam w pozycji stojącej. Po chwili jednak trener zarządził rozgrywkę, więc trochę odsapnęłam a piłkę podawałam tylko co jakiś czas. Kowal w pewnym momencie usiadł obok mnie.
- Chciałabyś tę pracę? - wypalił od razu.
Spojrzałam na niego, jak na kogoś niezbyt normalnego.
- Proszę?
- No czy chcesz dostać tę pracę? Przydałby mi się ktoś taki jak ty.
- No nie wiem. Mam szkołę. Nie mogę wcześniej przychodzić.
- Ale to nie ma żadnego problemu. Rano mamy zawsze siłownie, a potem trening bez piłek. Dopiero potem bawimy się Mikasami. Ale jak chcesz to się jeszcze zastanów i daj mi odpowiedź jutro.
- Dobrze. Zastanowię się - oznajmiłam, wstałam i poszłam zapytać Angeli, co znaczy ''Mikasami''.

______________________________________________________________________________
Po pierwsze - Sovio weź się kurczaki, bo nie wyrobię. Masz wygrać ten następny mecz i kropka, no.
Pierwsze prześwity wiosny - nareszcie <3

Jak chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to zapraszam do zakładki na górze strony, ale i tak najlepiej to po prostu dodajcie mój blog do obserwowanych, bo nie zapewniam na 100 %, że informacja będzie się pojawiać dokładnie po dodaniu rozdziału.

Mam nadzieję, że rozdział jako tako mi wyszedł. Nie lubię początków, kiedy jeszcze, żadnej akcji nie ma... Zapraszam oczywiście do komentowania.

Enjoy!

środa, 20 lutego 2013

1. To dopiero początek.

Obudził mnie drażniący odgłos budzika Sięgnęłam ręką po telefon i nacisnęłam przycisk wyłączający. Wtuliłam się w poduszkę i kontynuowałam przerwany sen.
- Dżul, wstawaj! - do pokoju wtargnęła Angela.
Brak reakcji z mojej strony.
- Podnoś te dupsko, bo się na wykłada spóźnię! Ciesz się, że w ogóle chce cię podwieźć - bezczelnie ściągnęła ze mnie kołdrę.
Przewróciłam się na drugi bok i zwinęłam w kłębek.
- Dobra sama tego chciałaś - wgramoliła, a raczej wskoczyła na moje łóżko, a po chwili poczułam jak z impetem mnie z niego zrzuca. Od razu zerwałam się na równe nogi.
- Powaliło cię? - wydarłam się, rozmasowując obolały bok. Angela uśmiechnęła się zwycięsko i wyszła z pokoju, rzucając, że za 15 minut mam być gotowa. Fuknęłam i chwyciłam za ubrania, leżące na krześle. Udałam się do łazienki i po chwili wyszłam z niej prawie gotowa. Jeszcze tylko adidasy, lekka kurtka i czapka z prostym daszkiem i można wychodzić. Chwyciłam za plecak i razem z Angeliką opuściłyśmy mieszkanie.
Wsiadłyśmy do jej granatowego Opla i ruszyłyśmy w stronę mojego liceum. Ta sama trasa, ci sami ludzie, te same budynki, ten sam cel, ten sam przebieg całego dnia. Jak zwykle opuściłam samochód na skrzyżowaniu i podeszłam kilkadziesiąt metrów z buta. Jak zwykle stanęłam przed klasą dziesięć minut przez dzwonkiem. Jak zwykle przywitałam się z chłopakami, z którymi zawsze jeżdżę na desce, oraz z moją koleżanką Kaśką. Reszty dziewczyn po prostu nie trawiłam, a one również nie chciały mieć ze mną nic wspólnego, bo im zdaniem, to nienormalne mieć za znajomych samych chłopaków. Ale, co ja poradzę, że tylko z nimi potrafiłam się tak dobrze dogadać?
- Ej Żulia, idziesz dzisiaj z nami po szkole na deskę? Mówię ci, obczailiśmy takie zajebiste schody. Trzeba je wypróbować - powiedział Tomek, robiąc dla mnie miejsce koło siebie.
- Nie da rady - westchnęłam i usiadłam obok niego.
- A dlaczego to?
- Muszę iść z Angelą do pracy.
- Po jaką cholerę?
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam sączyć kawę, którą wcześniej zakupiłam w automacie.
- Panno Małecka. Ile razy mam powtarzać, że w szkole nie można nosić czapek i innych tego typów rzeczy! - odwróciłam głowę i ujrzałam nauczycielkę od matmy, która nienawidziła mnie z całego serca, zresztą ja jej tak samo.
- Mówiła Pani to dużo razy, a ja nadal nie mogę pojąć tak durnego zakazu - popatrzyłam na nią z krzywym uśmiechem.
- Ściągaj mi to z głowy, ale już - krzyknęła i zaczekała aż niechętnie wykonam jej polecenie. - Uparta dzieciarnia - mruknęła pod nosem i odeszła w swoją stronę.
W tym momencie rozległ się dzwonek na pierwszą lekcję. Weszliśmy do sali. Jak zawsze zajęłam przedostatnią ławkę pod oknem i postawiłam kubeczek z kawą na parapecie. Fizyka - najnudniejsza lekcja świata, ale przynajmniej facet nieogarnięty i niezwracający uwagi na uczniów. Otworzyłam ostatnią stronę zeszytu i zaczęłam bazgrać na marginesie, czekając na przypływ weny. Tak, pisałam teksty, a dokładniej piosenki. Sporo osób o tym wiedziało, ale jeszcze nikomu nie udało się dostać w swoje łapy mojego zeszytu i przeczytać choćby jeden wers. No z wyjątkiem mojego ojca, któremu, jeżeli uznałam, że utwór jest niezły, czasami pokazywałam tekst, a ten oceniał go i czasami komponowaliśmy do niego melodie. Potrafiliśmy spędzać na tym całe dnie, a w przypływie weny nawet noce. Nabazgrałam z trudem parę słów, ale zaraz je skreśliłam, bo wydały mi się całkowicie bez sensu. I tak do końca lekcji nic nie stworzyłam.
Czas ciągnął się niemiłosiernie i przez to byłam już wykończona, a tu jeszcze czekały mnie odwiedziny u siatkarzy. Masakra!
Po ostatnim dzwonku powoli zeszłam do szatni, pożegnałam się ze znajomymi i wyszłam na parking przed szkołą. Wypatrzyłam auto siostry i wsiadłam na miejsce pasażera.
- No nareszcie! Ile można na ciebie czekać?! - Angelika wydawała się mocno zdenerwowana.
- Wyluzuj siora - rzuciłam plecak na tylne siedzenie. - Mamy jeszcze pół godziny - pogłośniłam radio.
Angela prychnęła głośno i odpaliła samochód. Z każdą minutą na jej twarzy, pojawiał się coraz większy uśmiech.
- Co się tak szczerzysz, jak głupi do sera? - zapytałam.
- I tak tego nie zrozumiesz, siostrzyczko - pod chwili zatrzymaliśmy się przed halą ''Podpromie'' - Jak wyglądam? - zapytała, przeglądając się w lusterku.
- Jak zwykle - plastik - zaśmiałam się, a ta zgromiła mnie spojrzeniem. Pociągnęła jeszcze usta błyszczykiem i wyszłyśmy z samochodu. No plastik jak nic.
Weszłyśmy do środka, wcześniej okazując ochroniarzowi identyfikator. Nie powiem, całkiem przystojnemu ochroniarzowi  brunetowi, na oko po dwudziestce. Posłałam do niego słodki uśmiech, a ten odwdzięczył się tym samym.
Kiedy szłyśmy wąskim korytarzem, od razu uderzył mnie drażniący zapach potu zmieszany z zapachem męskich perfum. Fuj. I to ma być miejsce, do którego o wstęp bije się tyle fanów?
Angelika wydawała się wniebowzięta i z bananem na twarzy, weszła na halę, a ja potulnie podreptałam za nią. Zobaczył nas jakiś starszy facet i zaczął przywoływać nas do siebie ręką. Podeszłyśmy do niego.
- Gdzie chłopcy? - zapytała bez przywitania Angela i zaczęła się rozglądać dookoła.
- Mają jeszcze przerwą - oznajmił chrypliwym głosem mężczyzna. - Julia, tak? - zwrócił się do mnie. Skinęłam głową. - Dariusz Ruszczyk, szef twojej siostry - przedstawił się i uścisnęliśmy sobie dłonie. - Angeliko, chodź przedstawię cię trenerowi Kowalowi.
- A co ja mam robić? - zapytałam. - Stać tu jak kołek? Jak mnie tu przyprowadziłaś, to znajdź mi jakieś zajęcie - nakazałam.
- Możesz iść po chłopaków - odezwał się Ruszczyk. - Powiedz im, żeby za 10 minut przyszli.
Popatrzyłam na Angelikę, a ta uśmiechnęła się tylko i ruszyła za mężczyzną. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę, z której przyszłyśmy. No pięknie. Gdzie ja mam teraz iść? - pomyślałam, widząc przed sobą dwa korytarze. Zastanowiłam się przez chwilę i ustalając, który to jest ten jakim tutaj doszłyśmy, wybrałam ten drugi, ponieważ nie przypominałam sobie, żebym po drodze widziała jakąś szatnie. Szłam ciemnym korytarzem, wypatrując drzwi z jakimś napisem. W pewnym momencie za jednych z drzwi usłyszałam głośne rozmowy i parsknięcia śmiechem. To pewnie tu - pomyślałam i postanowiłam zapukać.
Wszystkie rozmowy ucichły. Usłyszałam głośne ''proszę'' i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do pomieszczenia i od razu zobaczyłam przed sobą stado olbrzymów, wpatrujących się we mnie z zdziwieniem.
- Emm... tego - zająkałam się, wpatrując się w ich nagie, umięśnione torsy. Dżul, ogarnij się! Przełknęłam głośno ślinę. - Każą wam być na sali za kilka minut. Także tego... to wszystko co miałam wam przekazać - odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale ktoś zatrzasnął mi drzwi przed nosem, opierając się o nie ręką.
- Witaj piękna - podniosłam wzrok i zobaczyłam przed sobą wysokiego bruneta, uśmiechającego się do mnie szelmowsko.
- Emm... hej?
- Nie uciekaj od nas tak szybko. Chyba nie powiesz, że nie chcesz nas poznać, co? - jego uśmiech mógł działać na jakieś hotki, czy tam moją siostrę, ale na pewno nie na mnie.
- Szczerze, to nie - wydukałam. - Mógłbyś mnie przepuścić? - zapytałam ze stoickim spokojem.
- Nie? Jak to nie? Mówisz, że nie chcesz bliżej poznać siatkarzy z Asseco Resovi? Chyba każda o tym marzy...
- To najwidoczniej, albo ze mną jest coś nie tak, albo wy macie jakieś przerośnięte ego. Obstawiałabym to drugie - uśmiechnęłam się drwiąco. - Tam na sali znajdziecie psychiczną fankę, moją siostrę.
- Twoja siostra też jest taka ładna? - siatkarz znowu zaczął się uśmiechać zalotnie.
- Daruj sobie - fuknęłam, strzepnęłam jego rękę i z impetem wyszłam z szatni.
- Zbyszek, chyba twój wewnętrzny czar jakoś przygasł - usłyszałam śmiech zza drzwi.
- Och, zamknij się - warknął brunet.
Poddenerwowana wróciłam na halę i widząc, że Angela jeszcze rozmawia z trenerem, przysiadłam na ławeczce i wyciągnęłam podręcznik z fizy z zamiarem nauczenia się czegoś na jutrzejszy sprawdzian. Nigdy jakoś nie byłam kujonem, a wręcz przeciwnie - jechałam prawie na samych dwójach i trójach. Jedynie z języków obcych mogłam pochwalić się znakomitymi ocenami. W tym roku trzeba było jednak zdać maturę, więc musiałam się trochę wziąć za siebie. Rozłożyłam książkę na kolanach i zaczęłam śledzić tekst, robiąc co jakiś czas notatki na oddzielnej kartce.
Katem oka widziałam, jak siatkarze weszli na boisko i zaczęli kontynuować trening. Angelika, wniebowzięta, latała dookoła, cykając im fotki i czasami obgadywała coś z Ruszczykiem. Podniosłam wzrok, znudzona nauką i przypatrywałam się kolejno siatkarzom. Nie rozumiałam jaki jest sens codziennego wyciskania z siebie siódmych potów i wykańczania organizmu fizycznie. Ale kto co lubi - jak to mówią. Kiedy mój wzrok spoczął na brunecie, który wcześniej zagrodził mi wyjście z szatni, zauważyłam, że ten cały czas się mi przygląda uśmiechając się ciągle w ten sam sposób i w tym momencie puściło do mnie oko. Przewróciłam oczami i wróciłam do tekstu i zadań. Nie powiem, że brunet nie był przystojny, bo był, nawet bardzo, ale z daleka było widać, że to podrywacz, i że na pewno nie jedną już laskę zbajerował, a potem wyrzucił, jak stare skarpetki. Po kilku minutach poczułam, jak ktoś siada obok mnie. Bez podnoszenia wzroku wiedziałam kto to taki.
- Fizyka... - przybliżył mi twarz do ucha. - Jeżeli jedno ciało działa na drugie ciało... - szepnął, a potem zarzucił mi ramię na plecy. - To drugie ciało powinno działaś na to pierwsze...
- Zabieraj to łapsko - fuknęłam i strzepnęłam jego rękę ze swoich ramion. Nie ma to jak podryw na zasady dynamiki... - wywróciłam oczami.
- Lubię takie zadziorne - uśmiechnął się drwiąco i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho. Łapy przy sobie koleś!
Zgromiłam go wzrokiem.
- Spieprzaj stąd - warknęłam.
Wstał z miejsca.
- Jeszcze zatęsknisz - rzucił, znowu się uśmiechnął i odszedł w swoją stronę
- Palant - prychnęłam pod nosem. Co to miało w ogóle być?
Odłożyłam podręcznik z powrotem do torby i podeszłam do Angeliki.
- Długo jeszcze? - jęknęłam.
- Tak. Zajmij się czymś...
- No ale czym? - Czy ona nie rozumie, że tu nie ma co robić?
- Nie wiem - wywróciłam oczami. - O patrz. Widzisz tam? - zapytała, wskazując na oddalony punkt.
- Co? Tego chłopaka bazgrzącego coś na butelkach?
Angela zgromiła mnie wzrokiem.
- To jest Sebastian Kowal. Syn trenera. Pracuje tu jako jego asystent, a teraz podpisuję butelki na jutrzejszy trening. Idź do niego.
- Po jaką cholerę?
- No idź. Zapoznaj się, pogadaj, pomóż mu.
- To ja już chyba wolę się nudzić...
- No idź - Angela popchnęła mnie w tamtą stronę.
Dobra idę. Może być śmiesznie - pomyślałam i podeszłam do rudowłosego chłopaka, wyglądającego na około 16 lat.
- Cześć - przywitałam się, siadając obok niego. - Julka jestem.
- Sebo - podaliśmy sobie dłonie.
- Nie nudzi cię takie bazgrolenie?
- Ojciec każe, ja robię - wzruszył ramionami. - Przyzwyczaiłem się.
- Aha - przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć. - Przeszkadzam ci?
- Trochę.
- To może ja pójdę - oznajmiłam, wstając.
- Jak sobie chcesz - bąknął i wrócił do podpisywania butelek.
Zdezorientowana wróciłam do siostry i usiadłam obok niej.
- Powiedz mi, co ja tutaj robię? - zapytałam, patrząc w stronę siatkarzy, którzy właśnie mieli kilkominutową przerwę.
Brunet oczywiście nie mógł nie spojrzeń w moją stronę i nie uśmiechnąć się szelmowsko. Pokazałam mu środkowy palec, a ten przejechał językiem po wargach. Po raz któryś tam dzisiaj, wywróciłam oczami.
- A bo ja wiem - Angela wzruszyła ramionami. - Wiem, że dla mnie to jest raj na ziemi - westchnęła i posłała siatkarzom rozmarzone spojrzenie. Co ona w nich takiego widzi? Dobra, niektórzy są nawet przystojni, ale NIEKTÓRZY! Po za tym są jak wszyscy inni faceci, a ja przebywam z przedstawicielami tej płci wystarczająco dużo, żeby wiele się o nich dowiedzieć.
Trening trwał jeszcze pół godziny, a ja spędziłam ten czas na odrabianiu lekcji i przeglądaniu notatek z fizyki. W końcu usłyszałam tak upragnione: ''Zbieramy się młoda''. Starając się nie spoglądać na napalonego bruneta, podreptałam z Angelą do wyjścia.

___________________________________________________________________
Łapcie pierwszy rozdział. Po wielu poprawach, usuwaniach, dodawaniach, przekręcaniach, w końcu powstał :D Ja tam jestem z niego całkiem zadowolona, może nie ma tak dużo siatkarzy, ale jak sam tytuł wskazuję - To dopiero początek!
Komentujcie, tylko szczerze :)
Pozdrawiam i zapraszam na mój drugi blog: http://when-you-meet-somebody.blogspot.com/

piątek, 15 lutego 2013

Prolog.

- Jeah! Jestem najlepsza! Poznam siatkarzy! Hura! Hura! Hura! - moja kochana siostra biegała już po pokoju od kilku minut, wymachując mi jakąś kartką przed nosem i odtańczając swój taniec radości.
- Andżela, stul dziób do cholery! - wrzasnęłam. - Przez ciebie nie wiem, czy Paul na pewno kocha Kate!
- Jednego Paula to ja poznam osobiście, siostruniu. A ty oderwij nos od tego telewizora, bo mama kazała ci ogarnąć ten burdel w pokoju. A poza tym zaraz będzie powtórka meczu Skry, więc łaskawie mogłabyś się stąd usunąć - pomachała ręką w geście wyganiania.
Wywróciłam oczami i nadal wpatrywałam się w ekran.
- Dżul, oddaj pilota - Angela wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Chyba śnisz - popatrzyłam na nią, jak na kosmitę.
- No to będę musiała użyć siły - oznajmiła i rzuciła się na mnie jak jakieś rozwścieczone zwierzę.
I w takich chwilach żałowałam, że jakoś nigdy nie chciało mi się przykładać do w-fu. No i przeważała mnie wzrostem. Niestety Bóg stworzył mnie 163 centymetrowym kurduplem, a ją obdarzył wzrostem godnym pozazdroszczenia. Szybko udało jej się odebrać mi pilot i zepchnął moją osobę z kanapy. Wstałam, otrzepałam spodnie, rzuciłam coś w stylu ''Ty i ci twoi durni siatkarze'' i dumnie usunęłam się do swojego pokoju. Rzuciłam się z impetem na łóżko i odpaliłam wierzę, a następnie podgłosiłam ją tak, że nie tylko cały blok mnie słyszał, ale również wszyscy mieszkańcy Rzeszowa.
Kompletnie nie ogarniałam tej miłości mojej siostry do siatkówki. Kilka człowieczków przerzucających sobie piłkę przez podziurawiony materiał tak, żeby ta piłka wpadła w kolorowe pole. I jaki w tym sens, ja się pytam? W ogóle cały sport był bez najmniejszego sensu. Z w-fu zadowalałam się tróją, lub słabą czwórą. A teraz na dodatek dostała tę pracę. Pracę, która miała, z tego co się zorientowałam, polegać na przebywaniu z naszymi rzeszowskimi siatkarzami i zdawaniu relacji jakiejś tam sportowej gazecie. No i znowu zero sensu...
- Ścisz to do cholery, bo własnych myśli nie słyszę! - do pokoju wpadła rozwścieczona Angela. Widząc brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, podeszła do urządzenia i nie mogąc znaleźć przycisku wyłączającego, wyciągnęła wtyczkę z kontaktu. Od razu uderzyła mnie głucha cisza, chociaż nie na długo.
- Podnoś te dupsko i sprzątaj ten burdel. Żyć się w takich warunkach nie da! Nie mogę na to patrzeć!
- Nikt ci nie każe tu wchodzić. Tam są drzwi - powiedziałam spokojnie.
- Jak matka to zobaczy, to ci nogi z dupy powyrywa. Dostaniesz szlaban na wszystko. Ja cię tylko ostrzegam siostrzyczko - rzuciła i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
- O ile wróci - dodałam w myślach. Bowiem moja mama zajmowała się zawodem jakim jest kardiochirurgia, czyli pracą która wymaga dużo poświęcenia i czasu. To jeszcze można przeżyć, jakoś... Tylko, że ona pracuję w szpitalu, który nie znajduję się w Rzeszowie. Nawet dokładnie nie wiem jak ta miejscowość się nazywa. Nigdy też tam nie byłam. Czasami nie wracała do domu na noc, tylko zostawała tam na miejscu.
Zaś tata był muzykiem, gitarzystą dokładniej, chociaż potrafił grać chyba na wszystkich instrumentach. To on przede wszystkim zaszczepił we mnie miłość do muzyki. Założył własny zespół wraz z przyjaciółmi. Często jeżdżą razem po całej Polsce, a nawet kilka razy byli za granicą, grając w różnych klubach, koncertach, czy na festiwalach. Także kasy w naszym domu nie brakowało. I całe szczęście.
Zgramoliłam się jednak z wyra z postanowieniem lekkiego ogarnięcia pomieszczenia. Zebrałam wszystkie ciuchy z podłogi i niedbale wrzuciłam je do szafy. Drzwi niestety nie chciały się domknąć, więc zaczęłam wpychać ubrania nogą i w końcu dopięłam swego. Następnie pościeliłam łóżko i zdecydowałam, że jest względnie. W tym momencie usłyszałam odgłos trzaśnięcia drzwiami wejściowymi. Zapewne moja mama wróciła, aż dziwne, że tak wcześnie. Do pokoju wparowała Angela.
- Chodź na kolacje - rzuciła i wyszła.
Podreptałam w stronę kuchni, przywitałam się z mamą i zajęłam miejsce przy stole.
- Mamo! Mamo! Musze ci coś powiedzieć - do pomieszczenia wbiegła Angelika, podskakując z radości.
- Najpierw ochłoń córuś - położyła rękę na jej ramieniu. - No już, wdech i wydech - Angelika wykonała polecenie. - To co takiego chciałaś mi powiedzieć?
- Że dostałam tę pracę - wykrzyknęła, powracając do punktu wyjścia. - Będę pracować z siatkarzami!
- To super - widać było, że mamę nie bardzo to interesowało. I dobrze. - A jak to będzie wyglądać? - zapytała, stawiając mi talerz kanapek przed nosem.
- No będę przychodzić na ich trening o 15.00. Obserwować ich, robić z nimi wywiady, zdjęcia, a potem będę z tego tworzyć artykuły, takie relację i jeszcze będę jeździła z nimi na wszystkie mecze. To cudowne, prawda? - Angelika nie mogła usiąść na miejscu z wrażenia.
- Tak, tak. Tylko będziesz musiała do następnego wtorku zabierać ze sobą siostrę - oznajmiła spokojnie, a ja wytrzeszczyłam oczy i zakrztusiłam się kęsem kanapki.
- Że co proszę? - wykrztusiłam między kaszlnięciami.
- No tak. Akurat kończysz szkołę to będziecie mogły razem podjeżdżać.
- Nie, nie, nie, nie. Nie ma mowy. No way, no way, mówię.
- Bez dyskusji, Julia. Jutro zaczynają remontować nam mieszkanie. Do środy nie będziecie miały wstępu do domu. Już rozmawiałam z ciotką Krystyną i będziecie nocować u niej. Tylko, że ona wraca do domu po 20.00. Musicie coś ze sobą zrobić.
- Mogę sobie sama zagospodarować ten czas! Mogę się spotkać z kumplami, pójść na deskę, czy do Kaśki.
- Nie ma mowy. Pamiętaj, że nadal masz szlaban za ten ostatni wybryk - zgromiła mnie wzrokiem. - A poza tym dobrze ci to zrobi. Pomożesz siostrze, nauczysz się może trochę odpowiedzialności.
- Ale...
- Żadnych ale...
- Mamo, ja mam już 18 lat! Mogę sama decydować co mam robić.
- Jeszcze nie jesteś pełnoletnia, trochę ci brakuję, a poza tym to już postanowione i nie pyskuj mi tylko.
Wstałam z impetem od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i znowu włączyłam wieżę. No pięknie... nie dość, że muszę chodzić do tej zasranej szkoły, to jeszcze do tego porytego miejsca! Przecież ja już jestem pełnoletnia... no dobra, brakuje mi jakiś miesiąc, no ale co z tego?
Zrezygnowana nakryłam głowę poduszką. Nie no, zapowiadają się najgorsze dni mojego życia...

________________________________________________________________________________

Dobra jest prolog! Siedzę sobie na zajęciach i dodaje bo niemiłosiernie mi się nudzi. Mam nadzieję, że nie popadniecie w taki sam stan po przeczytaniu tego :p Nie wiem co wyjdzie z tego opowiadania, ale bądźmy optymistyczni heh :> Od razu zapowiadam, że rozdziały na pewno nie będą się pojawiały codziennie. Będę je dodawać wtedy kiedy po prostu je napiszę, może raz w tygodniu, może dwa, a może co dwa tygodnie, zobaczymy... A więc komentujcie, hejtujcie, czy co tam chcecie :) 
Enjoy!