piątek, 15 lutego 2013

Prolog.

- Jeah! Jestem najlepsza! Poznam siatkarzy! Hura! Hura! Hura! - moja kochana siostra biegała już po pokoju od kilku minut, wymachując mi jakąś kartką przed nosem i odtańczając swój taniec radości.
- Andżela, stul dziób do cholery! - wrzasnęłam. - Przez ciebie nie wiem, czy Paul na pewno kocha Kate!
- Jednego Paula to ja poznam osobiście, siostruniu. A ty oderwij nos od tego telewizora, bo mama kazała ci ogarnąć ten burdel w pokoju. A poza tym zaraz będzie powtórka meczu Skry, więc łaskawie mogłabyś się stąd usunąć - pomachała ręką w geście wyganiania.
Wywróciłam oczami i nadal wpatrywałam się w ekran.
- Dżul, oddaj pilota - Angela wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Chyba śnisz - popatrzyłam na nią, jak na kosmitę.
- No to będę musiała użyć siły - oznajmiła i rzuciła się na mnie jak jakieś rozwścieczone zwierzę.
I w takich chwilach żałowałam, że jakoś nigdy nie chciało mi się przykładać do w-fu. No i przeważała mnie wzrostem. Niestety Bóg stworzył mnie 163 centymetrowym kurduplem, a ją obdarzył wzrostem godnym pozazdroszczenia. Szybko udało jej się odebrać mi pilot i zepchnął moją osobę z kanapy. Wstałam, otrzepałam spodnie, rzuciłam coś w stylu ''Ty i ci twoi durni siatkarze'' i dumnie usunęłam się do swojego pokoju. Rzuciłam się z impetem na łóżko i odpaliłam wierzę, a następnie podgłosiłam ją tak, że nie tylko cały blok mnie słyszał, ale również wszyscy mieszkańcy Rzeszowa.
Kompletnie nie ogarniałam tej miłości mojej siostry do siatkówki. Kilka człowieczków przerzucających sobie piłkę przez podziurawiony materiał tak, żeby ta piłka wpadła w kolorowe pole. I jaki w tym sens, ja się pytam? W ogóle cały sport był bez najmniejszego sensu. Z w-fu zadowalałam się tróją, lub słabą czwórą. A teraz na dodatek dostała tę pracę. Pracę, która miała, z tego co się zorientowałam, polegać na przebywaniu z naszymi rzeszowskimi siatkarzami i zdawaniu relacji jakiejś tam sportowej gazecie. No i znowu zero sensu...
- Ścisz to do cholery, bo własnych myśli nie słyszę! - do pokoju wpadła rozwścieczona Angela. Widząc brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, podeszła do urządzenia i nie mogąc znaleźć przycisku wyłączającego, wyciągnęła wtyczkę z kontaktu. Od razu uderzyła mnie głucha cisza, chociaż nie na długo.
- Podnoś te dupsko i sprzątaj ten burdel. Żyć się w takich warunkach nie da! Nie mogę na to patrzeć!
- Nikt ci nie każe tu wchodzić. Tam są drzwi - powiedziałam spokojnie.
- Jak matka to zobaczy, to ci nogi z dupy powyrywa. Dostaniesz szlaban na wszystko. Ja cię tylko ostrzegam siostrzyczko - rzuciła i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
- O ile wróci - dodałam w myślach. Bowiem moja mama zajmowała się zawodem jakim jest kardiochirurgia, czyli pracą która wymaga dużo poświęcenia i czasu. To jeszcze można przeżyć, jakoś... Tylko, że ona pracuję w szpitalu, który nie znajduję się w Rzeszowie. Nawet dokładnie nie wiem jak ta miejscowość się nazywa. Nigdy też tam nie byłam. Czasami nie wracała do domu na noc, tylko zostawała tam na miejscu.
Zaś tata był muzykiem, gitarzystą dokładniej, chociaż potrafił grać chyba na wszystkich instrumentach. To on przede wszystkim zaszczepił we mnie miłość do muzyki. Założył własny zespół wraz z przyjaciółmi. Często jeżdżą razem po całej Polsce, a nawet kilka razy byli za granicą, grając w różnych klubach, koncertach, czy na festiwalach. Także kasy w naszym domu nie brakowało. I całe szczęście.
Zgramoliłam się jednak z wyra z postanowieniem lekkiego ogarnięcia pomieszczenia. Zebrałam wszystkie ciuchy z podłogi i niedbale wrzuciłam je do szafy. Drzwi niestety nie chciały się domknąć, więc zaczęłam wpychać ubrania nogą i w końcu dopięłam swego. Następnie pościeliłam łóżko i zdecydowałam, że jest względnie. W tym momencie usłyszałam odgłos trzaśnięcia drzwiami wejściowymi. Zapewne moja mama wróciła, aż dziwne, że tak wcześnie. Do pokoju wparowała Angela.
- Chodź na kolacje - rzuciła i wyszła.
Podreptałam w stronę kuchni, przywitałam się z mamą i zajęłam miejsce przy stole.
- Mamo! Mamo! Musze ci coś powiedzieć - do pomieszczenia wbiegła Angelika, podskakując z radości.
- Najpierw ochłoń córuś - położyła rękę na jej ramieniu. - No już, wdech i wydech - Angelika wykonała polecenie. - To co takiego chciałaś mi powiedzieć?
- Że dostałam tę pracę - wykrzyknęła, powracając do punktu wyjścia. - Będę pracować z siatkarzami!
- To super - widać było, że mamę nie bardzo to interesowało. I dobrze. - A jak to będzie wyglądać? - zapytała, stawiając mi talerz kanapek przed nosem.
- No będę przychodzić na ich trening o 15.00. Obserwować ich, robić z nimi wywiady, zdjęcia, a potem będę z tego tworzyć artykuły, takie relację i jeszcze będę jeździła z nimi na wszystkie mecze. To cudowne, prawda? - Angelika nie mogła usiąść na miejscu z wrażenia.
- Tak, tak. Tylko będziesz musiała do następnego wtorku zabierać ze sobą siostrę - oznajmiła spokojnie, a ja wytrzeszczyłam oczy i zakrztusiłam się kęsem kanapki.
- Że co proszę? - wykrztusiłam między kaszlnięciami.
- No tak. Akurat kończysz szkołę to będziecie mogły razem podjeżdżać.
- Nie, nie, nie, nie. Nie ma mowy. No way, no way, mówię.
- Bez dyskusji, Julia. Jutro zaczynają remontować nam mieszkanie. Do środy nie będziecie miały wstępu do domu. Już rozmawiałam z ciotką Krystyną i będziecie nocować u niej. Tylko, że ona wraca do domu po 20.00. Musicie coś ze sobą zrobić.
- Mogę sobie sama zagospodarować ten czas! Mogę się spotkać z kumplami, pójść na deskę, czy do Kaśki.
- Nie ma mowy. Pamiętaj, że nadal masz szlaban za ten ostatni wybryk - zgromiła mnie wzrokiem. - A poza tym dobrze ci to zrobi. Pomożesz siostrze, nauczysz się może trochę odpowiedzialności.
- Ale...
- Żadnych ale...
- Mamo, ja mam już 18 lat! Mogę sama decydować co mam robić.
- Jeszcze nie jesteś pełnoletnia, trochę ci brakuję, a poza tym to już postanowione i nie pyskuj mi tylko.
Wstałam z impetem od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i znowu włączyłam wieżę. No pięknie... nie dość, że muszę chodzić do tej zasranej szkoły, to jeszcze do tego porytego miejsca! Przecież ja już jestem pełnoletnia... no dobra, brakuje mi jakiś miesiąc, no ale co z tego?
Zrezygnowana nakryłam głowę poduszką. Nie no, zapowiadają się najgorsze dni mojego życia...

________________________________________________________________________________

Dobra jest prolog! Siedzę sobie na zajęciach i dodaje bo niemiłosiernie mi się nudzi. Mam nadzieję, że nie popadniecie w taki sam stan po przeczytaniu tego :p Nie wiem co wyjdzie z tego opowiadania, ale bądźmy optymistyczni heh :> Od razu zapowiadam, że rozdziały na pewno nie będą się pojawiały codziennie. Będę je dodawać wtedy kiedy po prostu je napiszę, może raz w tygodniu, może dwa, a może co dwa tygodnie, zobaczymy... A więc komentujcie, hejtujcie, czy co tam chcecie :) 
Enjoy! 

8 komentarzy:

  1. Ciekawie się zaczyna. Czekam na ciąg dalszy! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, fajnie... Już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału :P

    POzdrawiam, no_princess :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się bardzo fajnie :)
    Ciekawe co się będzie działo u Resoviaków;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawiee, tak inaczej nie jest tak, że bohaterka pała miłością do siatkówki. Zaintrygowało to mnie :D Na pewno będę tu zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba pierwszy blog, w którym główna bohaterka nie lubi siatkówki! Brawo, zaskoczyłaś mnie :D
    A co do mamy- godne podziwu że pracując jako kardiochirurg, do tego poza miastem, wychowała dwie córki, i jeszcze do tego ma siłę żeby robić im kanapki po pracy ;p
    Będę tu zaglądać, ale i tak mi pisz jak coś naskrobiesz.
    Pozdrawiam, S ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam przeczucie, że Julia przekonana się do siatkówki :) Czekam na ciąg dalszy!

    http://urojona-milosc.blogspot.com/ Zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń
  7. coś mi się wydaje, że Julia przekona się nie tyle do siatkówki, co do siatkarzy....;)
    zapowiada się super!
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
    http://volleyball-always-in-my-head.blogspot.com/
    pozdrawiam In my head :*

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja z racji przejęcia opowiadania przez Ellie dopiero tu trafiłam i żałuję, że tak późno, bo prolog zapowiada się fantastycznie :) Nadrabiam zatem zaległości.

    OdpowiedzUsuń