Wbiegłam do klasy spóźniona 15 minut.
- Prze... przepraszam za spóźnienie - wysapałam.
- Siadaj Małecka na miejsce - powiedziała spokojnie nauczycielka.
Przeszłam przez klasę i usiadłam obok Kaśki. Kiedy wyjęłam zeszyt, coś małego uderzyło mnie w tył głowy. Odwróciłam się i spotkałam z przepraszającym spojrzeniem Dawida. Pokręciłam głową, a ten wskazał na podłogę. Przeniosłam wzrok pod krzesło i zobaczyłam karteczkę. Podniosłam ją i przeczytałam: ''W sobotę Łysy ma 18-stkę. Szykuje się niezła biba. Wstęp otwarty, więc każdy może wbić. Idziesz?''
Znowu się do niego odwróciłam i skinęłam twierdząco głową, a ten uniósł kciuk do góry. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Chyba każdy kto mnie znał wiedział, że uwielbiałam imprezy. Po prostu kochałam zabawę w dobrym towarzystwie.
Po ostatnim dzwonku, jak zwykle wyszłam na parking i jak zwykle wsiadłam do samochodu siostry. Kiedy przeszłyśmy przez wejście, zatrzymałam się.
- Co jest? - zapytała Angela.
Wskazałam głową w stronę ochroniarza i uśmiechnęłam się.
- I tak wygram - oznajmiła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Nie sądzę - powiedziałam pod nosem i doprowadziłam swój ubiór do przyzwoitego stanu, po czym skierowałam się do lady. Brunet podniósł głowę z nad monitora i spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej - uśmiechnął się. Jezu jaki cudowny uśmiech!
- Julia jestem - przedstawiłam się i oparłam łokciami o blat.
- Tomas.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zapytałam.
Brunet zaśmiał się.
- Nie. Pochodzę z Hiszpanii.
- Z Hiszpanii? Zawsze chciałam tam pojechać - westchnęłam. No jak na razie rozmowa szła dobrze.
- Piękny kraj - oznajmił, nie przestając lustrować mnie spojrzeniem.
- Może usiądziesz? - zapytał, wskazując krzesło na przeciwko siebie.
- Z chęcią - obeszłam ladę dookoła i zajęłam wyznaczone miejsce.
- Jakim prawem mówisz tak świetnie po polsku?
- Moja mama jest Polką - znowu uśmiech. - Piękną polką. Nie dziwię się, że mój ojciec ją chciał. W ogóle wy Polki jesteście bardzo ładne - i kolejny.
- Wiem o tym - oznajmiłam spokojnie, a on wybuchł śmiechem.
- A ty, co tak w ogóle tu robisz? - zapytał po chwili. - Pracujesz?
- Nie - zaprzeczyłam od razu. - Jestem tu z przymusu. Moja siostra tu pracuje, a dla mnie przychodzenie tutaj to tylko przykry obowiązek.
- Możesz do mnie wpadać, to może przestanie być przykrym obowiązkiem - zaproponował, uśmiechając się w sposób, przy którym nogi mi miękły, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- A ty skąd się tu wziąłeś? Dlaczego nie mieszkasz w Hiszpanii?
- Mieszam, ale przyjechałem tu na szkolenie. Mój wujek tak na prawdę zajmuje to stanowisko. Pobędę tu trochę i się zmywam.
- Dobra ja spadam, bo mnie trener jakiś tam opieprzy - podniosłam się, ale Tomas złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zostań jeszcze. Jak coś to powiesz, że się poprosiłem o jakąś pomoc. Na pewno się nie obrazi.
Zgodziłam się i z powrotem zajęłam miejsce. Miałam dobry humor, bo wszystko szło zgodnie z planem. Eh... ja i ten mój zewnętrzny czar...!
Pogawędziłam sobie jeszcze z miłym ochroniarzem około pół godziny. Następnie oznajmiłam, że już na prawdę muszę iść i skierowałam się na salę. Podeszłam do trenera, który nie wyglądał na zdenerwowanego i dobrze. Szybko usprawiedliwiłam się, łżąc jak pies. Uwierzył mi. Chyba powinnam się zastanowić nad karierą aktorską...
Moja obecność również nie mogła umknąć pewnemu siatkarzowi. Jakoś zadziwiająco często jego piłka leciała w moją stronę. Ciekawe dlaczego... Czy on nie może sobie dać spokoju? Przy każdym kroku, każdym podbiegnięciu do piłki, każdym schyleniu i każdym podaniu, czułam na sobie jego świdrujące spojrzenie. Kiedy zgromiłam go wzrokiem, uśmiechnął się bez bezwstydnie i w tym momencie dostał mocną piłkę w głowę.
- Skup się Zbysiu, a nie dziewczynki podrywasz - ujrzałam rozbawionego, jeszcze nieznanego mi siatkarza. Zaczęłam się śmiać, a brunet zrobił głupawą minę.
- Niezły cel Grzesiu - odezwał się Krzysiek, za co dostał ze zdwojoną siłą piłką od Bartmana. - Ej no!
Patrzyłam na to z ogromnym rozbawieniem.
- A ty co się cieszysz? Po piłkę zapieprzaj - powiedzieli praktycznie równo, co wywołało u mnie kolejną salwę śmiechu. Spojrzeli po sobie i również się roześmiali, ale zaraz trener kazał się wszystkim nam uspokoić i wrócić do pracy.
Ogarnęliśmy się i posłusznie wykonaliśmy polecenie. Po chwili do trenera zadzwonił telefon. Machnął do mnie ręką, żebym wszystko ogarnęła i oddalił się. Siatkarze, kiedy tylko zobaczyli, że kołcz się już im nie przygląda, rzucili się do ławki i na butelki z napojami. No istna dzicz... Nawet nie zauważyli, kiedy wrócił, ale on nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, podszedł do mnie.
- Julio, ja niestety jestem zmuszony wyjść. Teściowa jest w szpitalu - od razu pospieszył z wyjaśnieniami. - Moja żona do mnie dzwoniła. Żyć mi nie da, jak się tam zaraz nie pojawię.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- Chłopcy mają tu zostać jeszcze przez przynajmniej godzinę i tak się dzisiaj wystarczająco obijali - obrzucił ich spojrzeniem, a oni zamarli w bezruchu z głupawymi minami na twarzach. - Prosiłbym cię, abyś ich nadzorowała.
- Ja?
- No tak. Słyszeliście? - zwrócił się do siatkarzy już po angielsku. Trochę się zdziwiłam. - Macie się słuchać tej młodej damy, a jeżeli nie, to wszystko mi powie, a ja już jutro zrobię z wami porządek więc nie radzę - pogroził im palcem. - Możecie mecz zagrać, czy coś. No dobra, ja lecę. Daj im wycisk - rzucił i pognał w kierunku wyjścia.
Skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam się w stronę chłopaków.
- No co się tak gapicie?! Do roboty panowie! - krzyknęłam, a oni tylko wybuchnęli gromkim śmiechem...
_________________________________________________________________________________
Jest następny! Obowiązki i szkoła mnie przytłaczają...
Chcecie trochę nieprzyzwoitości? Tak? To zapraszam na blog Ellie, oczywiście z siatkarzami w roli głównej ---> niepojete-szczescie.blogspot.com
Pozdrawiam :*
czwartek, 14 marca 2013
wtorek, 5 marca 2013
3. Seksowna asystentka. Czego nam więcej potrzeba?
- I czego tu się jeszcze zastanawiać? Bierz tę robotę.
- No nie wiem. To cały wieczór zawalony...
- No nie wiem. To cały wieczór zawalony...
- No w sumie tak.
- Właśnie. Nie, nie mogę jej przyjąć. A i mam jeszcze jedno pytanie. Co to jest libero?
- Hmm... Jakby ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiała. To taki siatkarz, zazwyczaj najniższy. Odbiera, wystawia, ale nie zagrywa i nie atakuje.
- To po co ktoś taki?
- Boże, Dżul. Odbiera trudne zagrywki... takie, no... których inni nie mogą odebrać, no... Jezu, wyguglaj sobie..
- Siatkówka jest głupia - podsumowałam i odwróciłam się aby podejść do trenera. - Proszę pana?
- Tak?
- Już podjęłam decyzję.
- Tak szybko?
- No... tak. I jednak nie chcę tej roboty.
- Szkoda - trener od razu zmienił wyraz twarzy.
- Ale do piątku mogę pomagać, bo i tak nie mam nic innego do roboty, więc się oferuję, a pan do tego czasu na pewno kogoś znajdzie - uśmiechnęłam się serdecznie.
- Zgoda - podaliśmy sobie dłonie. - To do piątku jesteś moją asystentką - uśmiechnął się.
- Na to wygląda - przytaknęłam.
Od kiedy to ja się taka pomocna zrobiłam? Siatkarze w tym momencie zeszli z boiska i okrążyli trenera, a co za tym szło również mnie. Poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach, a potem lekkie szarpnięcie w tył i czyjś oddech na swojej szyi.
- Seksowna asystentka. Czego nam więcej potrzeba? - Wszędzie rozpoznam ten głos.
- Zabieraj te łapska, albo obiecuję, że zetrę ci ten uśmieszek z twarzy - syknęłam.
- Lubię wyzwania, a ty nim właśnie jesteś - szepnął, ale posłusznie zabrał ręce i zaczął wysłuchiwać porad trenera.
Prychnęłam i wyszłam z tego kręgu wielkoludów. Po chwili wszyscy siatkarze zaczęli kierować się w stronę szatni.
- Idziemy? - zapytałam Angeli.
- Poczekaj jeszcze sekundę, muszę obgadać artykuł z Ruszczykiem.
- Ja chcę do domu - jęknęłam.
- Nie irytuj mnie. To zajmie dosłownie chwilę - rzuciła i oddaliła się.
- Panno Julio - usłyszałam za sobą głos trenera.
- Po prostu Julio - odwróciłam się.
- Okej. Julio, mogę cie o coś jeszcze prosić?
- I tak nie mam nic ciekawego do roboty - oznajmiłam.
- Mogłabyś to zanieść Lotmanowi? - zapytał, wręczając mi jakąś reklamówkę. - Na pewno są jeszcze w szatni.
Skinęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Lotman to chyba nie jest imię, nie? Ksywka? Nazwisko? Angela musi mnie chyba jednak trochę poduczyć. Sami superbohaterowie kurde. Najpierw Bartman, teraz Lotman.
W końcu dotarłam do drzwi i tak jak ostatnio, zapukałam i ponownie usłyszałam 'proszę'. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i znowu spotkałam się w widokiem półnagich siatkarzy.
- Widzę, że ciągnie cię do tego miejsca. - odezwał się roześmiany Krzysiek. - Pomóc ci w czymś?
- W sumie to tak.
- Siadaj obok i opowiadaj co cię trapi dziecko - Igła znowu się roześmiał. Czy on kiedykolwiek był smutny? Nie wyobrażałam go sobie takiego.
Usiadłam więc obok niego.
- To tego... szukam jakiegoś Lotmana, czy jakoś tak. Mam dla niego coś od trenera - pomachałam trzymaną przez siebie reklamówką.
- Paula?
- No chyba. Nie wiem jak mu tam.
Krzysiek znowu się zaśmiał.
- Pod względem siatkówki jesteś zupełnie inna niż siostra, nie?
- Całkowicie.
- Lotman musiał iść do fizjoterapeuty. Jak chcesz to mogę to mu przekazać - zaproponował.
- Dobrze by było.
- To dawaj mi to - Igła zabrał mi reklamówkę i wyszedł z szatni. Rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu znajdował się jeszcze Piotrek i czterech innych siatkarzy. Po chwili z prysznicowni (czy jak to się tam nazywa), wyszedł Bartman w samym ręczniku. Nie chcąc mieć z nim nic do czynienia, zerwałam się z ławki z zamiarem wyjścia. Ten jednak zaraz się przy mnie znalazł i zmusił mnie ciałem do przylgnięcia do ściany, a następnie oparł rękę trochę ponad moją głową.
- Znowu się spotykamy. Przypadek? A może to ty do mnie lgniesz kotku, co?
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś spieprzał? Widać do tego twojego zakutego łba nic nie dociera - warknęłam.
- Przestań udawać. Wiem, że cię pociągam tak samo, jak ty mnie - zbliżył swoją twarz do mojej i w tym momencie coś gwałtownie go ode mnie odciągnęło.
- A walnął się ktoś kiedyś Bartman? Najlepiej w łeb, na przykład patelnią? - popatrzyłam ze zdziwieniem na swojego wybawiciela, który okazał się być Piotrkiem.
- A co ktoś taki jak ty może mi zrobić? - zaśmiał się Zbyszek.
- Nigdy nie możesz sobie odpuścić, prawda?
- Jak ty mnie dobrze znasz Piotrusiu - powiedział Bartman i rzucają w moją stronę spojrzenia pt. 'to jeszcze nie koniec', odszedł na drugą stronę szatni.
- Sama bym sobie poradziła - prychnęłam.
- No nie sądzę - odparł Piotrek. - Najwyraźniej jesteś nowym, upatrzonym celem Bartmana. Uwierz, że on nie odpuszcza sobie żadnej dziewczyny, którą postanowi zdobyć - spojrzał w moją stronę.
- Co nie zmienia faktu, że nie potrzebuję pomocy jakiegoś siatkarzyny- chciałam dać mu do zrozumienia, że nie jestem jakąś małą, bezbronną dziewczynką.
- Wystarczyłoby zwykłe 'dziękuję'.
Prychnęłam tylko i obrzucając ich oboje pogardliwym spojrzeniem, opuściłam pomieszczenie.
Byle do piątku, Dżul, byle do piątku - powtarzałam sobie przez całą drogę powrotną na salę, uspokajając się.
- Andżela, błagam się, chodźmy już - jęknęłam, kiedy znalazłam się przy siostrze.
- Już, już. Tylko rzeczy pozbieram - oznajmiła i zabrała się za pakowanie torby. - Z tobą się nie da pracować. Ja nie wiem jak ty sobie w życiu poradzisz - powiedziałam kiedy już szłyśmy do samochodu.
Wzruszyłam ramionami - Wystarczy mi bogaty mąż.
- Ciekawe, kto by cię chciał - zadrwiła, za co dostała kuksańca w ramię. - Ała. No co? Taka prawda.
- A ja myślę, że ten ochroniarz to kasiasty jest, te ubrania, ten styl, ten samochód.
- Daj spokój młoda. On na ciebie nie poleci za nic w świecie.
- Myślę, że już poleciał...
- Śmieszna jesteś. Jak chcesz to mogę się z tobą założyć.
- Co? Założyć?
- No tak. Że nie poderwiesz go do końca twojego pobytu tutaj, czyli do wtorku. To co? Zakład?
- Jasne. Uwielbiam zakłady... Tylko o co?
- Przez miesiąc sprzątasz mój pokój - wyszczerzyła się.
- Okej, A ty przez miesiąc wozisz mnie gdzie tylko zechcę i kiedy zechcę.
- I ta nie wygrasz - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Jeszcze się zdziwisz - uścisnęłam jej dłoń, a następnie przecięłam zakład.
______________________________________________________________________________
Tak wiem, że zawiodłam was na moim drugim blogu, ale jestem teraz w szpitalu i dostęp do internetu sięga poziomu zerowego. Mój kochany kuzyn użyczył mi swojego notebooka z bezprzewodowym netem na jeden dzień, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna, i udało mi się naskrobać ten rozdział. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą moją nieobecność w blogowym świecie.
Enjoy!
- Śmieszna jesteś. Jak chcesz to mogę się z tobą założyć.
- Co? Założyć?
- No tak. Że nie poderwiesz go do końca twojego pobytu tutaj, czyli do wtorku. To co? Zakład?
- Jasne. Uwielbiam zakłady... Tylko o co?
- Przez miesiąc sprzątasz mój pokój - wyszczerzyła się.
- Okej, A ty przez miesiąc wozisz mnie gdzie tylko zechcę i kiedy zechcę.
- I ta nie wygrasz - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Jeszcze się zdziwisz - uścisnęłam jej dłoń, a następnie przecięłam zakład.
______________________________________________________________________________
Tak wiem, że zawiodłam was na moim drugim blogu, ale jestem teraz w szpitalu i dostęp do internetu sięga poziomu zerowego. Mój kochany kuzyn użyczył mi swojego notebooka z bezprzewodowym netem na jeden dzień, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna, i udało mi się naskrobać ten rozdział. Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą moją nieobecność w blogowym świecie.
Enjoy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)